Madryt miasto inspiracji - moje wrażenia po miesięcznym pobycie
Madryt. Miasto, w którym mieszkałam przez 4 tygodnie. Po którym przeszłam 220 kilometrów. W którym spełniłam kilka artystycznych marzeń. Gdzie odrodziła się moja miłość do dawnej pasji.
Ten wpis będzie takim zlepkiem luźnych przemyśleń, wrażeń i wstępem do kolejnych tekstów. Bo szykuję całą serię wpisów o Madrycie. Będzie też coś ekstra, ale o tym kiedy indziej. No więc, jaki jest Madryt?
Kamienice nie z tej ziemi
Madryt to miasto z obłędną architekturą. Całe dzielnice, ulica za ulicą niesamowitych kamienic. Monumentalne, bogato zdobione i pełne detali. Z czarnymi balustradami, drewnianymi okiennicami, w stonowanych kolorach. Najpiękniejsze kamienice, jakie widziałam w życiu. Te najbardziej spektakularne znajdziesz w okolicach Gran Vía, Puerta del Sol, na Salamance, Salesas i Chamberí.
Obłędnych kamienic jest tyle, że nie wiedziałam gdzie patrzeć. Co jedna to piękniejsza. Każdą ma się ochotę sfotografować. I tak przemierzałam miasto przez różne dzielnice. A w Madrycie każda dzielnica ma swoją tożsamość. Panuje inny vibe. Mieszkają zupełnie różni ludzie, a dzieli ich jedna przecznica. Mega ciekawe doświadczenie.
Przez to, że dzielnice tak różnią się od siebie, widać też duże rozwarstwienie społeczne. I niestety bezdomność. Szczególnie kiedy zejdzie się z typowo turystycznych tras i pójdzie w miejsca, w których żyją po prostu mieszkańcy.
Salamanca - najpiękniejsza dzielnica
Moja ulubiona dzielnica to zdecydowanie Salamanca. Z ukrytymi patiami, portierami siedzącymi na wejściu i starodawnym windami. Kwiaciarniami, przed którymi ułożone kolorystycznie stoją w koszach gotowe bukieciki kwiatów i małymi galeriami sztuki.
Na Salamance jest taki fajny mix. Są butiki największych marek high fashion z niesamowicie kreatywnymi witrynami, ale są też lokalne marki. Wszystko jest w takim wyluzowanym klimacie, zero nadęcia i napuszenia.
Miasto inspiracji
To właśnie na Salamance łapałam najwięcej inspiracji. Ale ogólnie Madryt na każdym kroku inspiruje. Jest tu masa concept storów z niszowymi markami z ubraniami i dodatkami do domu. Jest też przepiękna ceramika. Przez ten miesiąc w Madrycie napatrzyłam się na tak obłędne wazony, że teraz najchętniej poustawiałabym w każdym miejscu w mieszkaniu po kilka sztuk. A wazon w kształcie truskawki śni mi się do tej pory po nocach.
W każdej dzielnicy są też księgarnie z obłędną selekcją albumów o sztuce, modzie, fotografii, architekturze. Coś, czego na co dzień brakuje mi we Wrocławiu. Jeżeli kolekcjonujesz pięknie wydane albumy, to koniecznie zostaw sobie w walizce wolnych kilka kilogramów. Ja po wejściu do księgarni Taschena miałam ochotę wszystko wykupić.
Największym zaskoczeniem były dla mnie przepięknie ubrane Hiszpanki. W Maladze tego nie zauważyłam, a tu na każdym kroku nie mogłam przestać się zachwycać. Hiszpanki uwielbiają szerokie jeansy, koszule z bufiastymi rękawami, zwiewne sukienki midi, do tego sneakersy Veja albo Golden Goose. To wszystko z hiszpańskim luzem, żadne ąę. Jeżeli chcesz poinspirować się, kieruj się oczywiście na Salamancę. Tam zobaczysz najwięcej na m2 najbardziej stylowo ubranych Hiszpanek.
Najlepsze muzea
Ach no i muzea. To dopiero jest ocean inspiracji. Miłośnicy sztuki w Madrycie oszaleją. W Madryckich zbiorach znajdziesz „Panny Dworskie” Velázqueza, „Ogród rozkoszy ziemskich” Boscha, „Guernica” Picassa, „Trzy Gracje” Rubensa, dzieła Salvadora Daliego, Joana Miró, Joaquína Sorolla, Vincenta van Gogha, Paula Gaugin. O jakim artyście nie pomyślisz, jestem pewna, że znajdziesz jego dzieła w Madrycie.
Na mnie największe wrażenie zrobiło muzeum Thyssen-Bornemisza. Mają niesamowity zbiór dzieł. Jest tam mój ulubiony Edward Hopper i Edgar Degas. I obłędna kolekcja sztuki abstrakcyjnej. Te wszystkie kolory i faktury. Po muzeum Thyssen-Bornemisza chodziłam godzinami i się zachwycałam.
Kawa speciality w najlepszym wydaniu
Jako smakoszka kawy, przed każdą nową podróżą, wyszukuję miejsca, które specjalizują się w kawie speciality. I Madryt to istny raj dla kawoszów. Moja lista nie miała końca. Tutaj dosłownie na każdym rogu znajduje się jakaś kawiarnia speciality. Są to zwykle niewielkie przestrzenie, z kilkoma stolikami, ale za to z obłędnymi wnętrzami. Każde miejsce zawsze czymś się wyróżnia. Oprócz najwyższej jakości kawy jest też najlepsza oferta śniadaniowa i często fajna selekcja naturalnych win.
Ale żeby dostać się do tych wszystkich miejsc, szczególnie jedzeniowych, trzeb uzbroić się w anielską cierpliwość. Znalezienie wolnego stolika graniczy z cudem. I to nie tylko w weekendy.
Mam wrażenie, że Hiszpanie w Madrycie po pracy idą od razu do knajp, siadają, zamawiają jedzenie, wino i tak siedzą ze znajomymi do nocy. Nie zliczę, ile miałam podejść do różnych knajp, nawet na zwykłe wino i obeszłam się smakiem. Zanim gdzieś znalazłam wolny stolik, potrafiła minąć godzina. Jak nie dłużej. Jest tak w dzielnicach, gdzie chodzą przede wszystkim lokalsi. W okolicach plaza Mayor, która jest turbo turystyczna dużo łatwiej znaleźć miejsce w lokalu.
Pieszo po Madrycie
Miały być szybkie wrażenia z Madrytu, a zrobił się ogromny tekst, ale taki też jest właśnie Madryt. Ogromny. Przez te 4 tygodnie zobaczyłam sporo, ale mam wrażenie, że wcale tak dobrze nie poznałam miasta, jak na przykład Malagi. Myślę, że do Madrytu można wracać i wracać, i za każdym razem odkrywać coś nowego, bo ciągle powstają nowe miejsce.
Przez swoją wielkość Madryt jest miastem, w którym robi się dziennie dziesiątki kilometrów. Po pobycie w Maladze myślałam, że robiłam tam codziennie dużo kroków, ale w Madrycie robiłam ich dwa razy więcej. Wszystkie miejsca są tu mocno oddalone od siebie. Malaga jest dużo bardziej kompaktowa.
Ale pomimo odległości, lubię zwiedzać miasta pieszo. Zbaczam wtedy z głównych ulic i odkrywam wyjątkowe miejsca, których nie znajduję w przewodnikach. Po Madrycie spokojnie można także poruszać się metrem, które ma 12 linii. Jest bardzo czyste, prosto się z niego korzysta i w kilka minut można się wszędzie dostać.
Madryt w porównaniu do Malagi jest też dużo głośniejszym miastem i bardziej dynamicznym. Jest tłumnie, intensywnie, dużo się dzieje. Po miesiącu stwierdzam, że dla mnie trochę za głośnym. Ale ja ogólnie kocham ciszę. Chociaż tak między nami, to już tęsknie za tym hiszpański vibem.